Superman Ten, który spadł
Cena produktu
Cena detaliczna – rynkowa cena produktu, często jest drukowana przez wydawcę na książce.
Najniższa cena z 30 dni – najniższa cena sprzedaży produktu w księgarni z ostatnich 30 dni, obowiązująca przed zmianą ceny.
Wszystkie ceny, łącznie z ceną sprzedaży, zawierają podatek VAT.
Koszty dostawy
Odbiór w punkcie
Dostawa na adres
Czas oczekiwania na zamówienia = realizacja + dostawa przez przewoźnika
Zobacz więcejSzczegóły produktu
Więcej informacji
EAN | 9788328157293 |
---|---|
SKU | 101051298 |
Liczba stron | 132 |
Data wydania | 25 sty 2023 |
Seria/Cykl | UNIWERSUM DC |
Wymiary | 16.7x25.5cm |
Język | polski |
Oprawa | miękka |
Bohater | Superman |
Wydawca | Egmont |
Ilustrator | Phil Hester, Scott Godlewski |
Scenarzysta | Phillip Kennedy Johnson |
Tłumacz | Jakub Syty |
Podmiot odpowiedzialny | Story House Egmont Inflancka D lok. 4C 01-198 Warszawa PL ksk@egmont.pl 48228384100 |
Producent odpowiedzialny | Story House Egmont Inflancka D lok. 4C 01-198 Warszawa PL ksk@egmont.pl 48228384100 |
- Data wydania
- 25 sty 2023
- Seria/Cykl
- UNIWERSUM DC
- Oprawa
- miękka
- Tłumacz
- Jakub Syty
- Ilustrator
- Phil Hester, Scott Godlewski
- Scenarzysta
- Phillip Kennedy Johnson
Superman Ten, który spadł
Recenzje (8)
Ten produkt nie ma jeszcze żadnych recenzji
Możesz być pierwszą osobą, która podzieli się swoją opinią i pomoże innym w dokonaniu wyboru!
„Superman” Jurgensa się skończył. Skończył się „Superman” Bendisa. No i chyba kończy się dla mnie ta seria, bo po ich runach nowy „Supek” to już nie to. Da się to czytać, ale nic mnie już nie porywa, fabuła nie zaskakuje… No taka rzemieślnicza robota to, oby pociągnąć serię dalej, w oczekiwaniu, aż pojawi się jakiś pomysł albo z ktoś z takowym. Ale na razie tego brak. Jest wiec opowieść, która ma pokazać świat Supermana po ostatnim wielkim przetasowywaniu uniwersum, która powinna być przełomowa, jest… No właściwie jest tylko dla zagorzałych fanów postaci, coś jak ostatnie „Batmany” po skończeniu serii pisanej przez Toma Kinga.
Clark i Jon wracają w kosmos. Wszystko z powodu wiadomości od jednego ze starych znajomych. A w kosmosie, jak to w kosmosie, czeka na nich sporo zagrożeń i wrogów. Ojciec i syn będą musieli współpracować, jak nigdy wcześniej, by pomóc mieszkańcom obcego świata i pokonać przeciwności. A przy okazji przekonać się czy to koniec Człowieka ze Stali, czy może narodziny nowego?
Koniec jednego rozdziału uniwersum, początek nowego. Było to, było nie raz. Zawsze po czymś takim nadchodził czas wielkich twórców, bo lata 80. Po „Kryzysie na nieskończonych Ziemiach” to czas, kiedy „Supermana” przejął John Byrne i pozamiatał. Kiedy za czasów Nowego DC Comics (New 52) Superek dostał swój restart, jego przygody oddano w ręce Granta Morrisona i ten też dał radę. A potem radę dawali i Jurgens, i Bendis… A teraz swóją kolej dostał Phillip Kennedy Johnson, gość z nominacją do Eisnera na koncie i już tak dobrze nie jest. Zresztą Johnson pokazał nam już, co potrafi pisząc jedną z historii o tej postaci w „Stanie przyszłości”. Jedną z lepszych w zbiorze, to prawda, ale nic szczególnego też to nie było.
I niczym szczególnym nie jest też ten jego „Superman”. Są tu pomysły, sceny, które mają zadatek, ale to taka trzech, która sprawdza się bardziej, jako momenty, niż jako jedna wielka całość. Zresztą żadna wielka to całość, bo na album składają się dwie opowieści. I niby to ciąg dalszy, niby to nowy początek, ale nie kupił mnie do końca ani jako to, ani to. Może jestem zbyt małym fanem postaci, w DC zawsze wolałem Batmana, a tak w ogóle to Lobo i John Constantine byli moimi ulubieńcami z tej stajni, odkąd ich poznałem. A może moje oczekiwania co do kreacji postaci i jej przygód mijają się trochę z tym, co serwować chcą mi autorzy (a to, co w serii na amerykańskim rynku dzieje się w ostatnim czasie, z odwracaniem wszystkich tych rewolucji Bendia na czele, to już w ogóle woła o pomstę do nieba). Tak czy inaczej przeczytałem i tyle. Nie porwało, choć nie nudziło.
No i graficznie mogłoby być to lepsze, bo za Hesterem nigdy nie przepadałem, a Godlewski, jak się okazuje, to też nie moja bajka. Źle się na to nie patrzy, ale wzroku nic na dłużej nie przykuwa. Ot taki komiks środka albo dla zagorzałych fanów, albo dla nowych czytelników, którzy postaci nie znają i nie mają większych oczekiwań odnośnie tego, co ich czeka. Ot tyle. Ja mam za to nadzieję, że Egmont wróci do klasyki i zaserwuje nam np. „Śmierć i powrót Supermana” i parę innych, niezapomnianych opowieści.
Niestety drugi z dostępnych tutaj rozdziałów (Ten, który spadł) również pozostawia trochę do życzenia. Kolejny bowiem raz Phillip Kennedy Johnson poświęca moim zdaniem zbyt mało uwagi na mocniejsze rozwinięcie relacji rodzinnych. Scenarzysta ponownie na pierwszy plan wysuwa widowiskową, ale mającą swoje niedociągnięcia akcję. Jeśli ktoś chce oddać się prostej superbohaterskiej rozrywce bez konieczności zadawania pytań typu “dlaczego i po co” (i niedoszukiwania się w niektórych wydarzeniach jakiegokolwiek sensu) to prawdopodobnie będzie z lektury zadowolony. Cała reszta czytelników będzie musiała jednak poradzić sobie z niedosytem, jaki pozostawia ta historia (i cały album).
„Superman” Jurgensa się skończył. Skończył się „Superman” Bendisa. No i chyba kończy się dla mnie ta seria, bo po ich runach nowy „Supek” to już nie to. Da się to czytać, ale nic mnie już nie porywa, fabuła nie zaskakuje… No taka rzemieślnicza robota to, oby pociągnąć serię dalej, w oczekiwaniu, aż pojawi się jakiś pomysł albo z ktoś z takowym. Ale na razie tego brak. Jest wiec opowieść, która ma pokazać świat Supermana po ostatnim wielkim przetasowywaniu uniwersum, która powinna być przełomowa, jest… No właściwie jest tylko dla zagorzałych fanów postaci, coś jak ostatnie „Batmany” po skończeniu serii pisanej przez Toma Kinga.
Clark i Jon wracają w kosmos. Wszystko z powodu wiadomości od jednego ze starych znajomych. A w kosmosie, jak to w kosmosie, czeka na nich sporo zagrożeń i wrogów. Ojciec i syn będą musieli współpracować, jak nigdy wcześniej, by pomóc mieszkańcom obcego świata i pokonać przeciwności. A przy okazji przekonać się czy to koniec Człowieka ze Stali, czy może narodziny nowego?
Koniec jednego rozdziału uniwersum, początek nowego. Było to, było nie raz. Zawsze po czymś takim nadchodził czas wielkich twórców, bo lata 80. Po „Kryzysie na nieskończonych Ziemiach” to czas, kiedy „Supermana” przejął John Byrne i pozamiatał. Kiedy za czasów Nowego DC Comics (New 52) Superek dostał swój restart, jego przygody oddano w ręce Granta Morrisona i ten też dał radę. A potem radę dawali i Jurgens, i Bendis… A teraz swóją kolej dostał Phillip Kennedy Johnson, gość z nominacją do Eisnera na koncie i już tak dobrze nie jest. Zresztą Johnson pokazał nam już, co potrafi pisząc jedną z historii o tej postaci w „Stanie przyszłości”. Jedną z lepszych w zbiorze, to prawda, ale nic szczególnego też to nie było.
I niczym szczególnym nie jest też ten jego „Superman”. Są tu pomysły, sceny, które mają zadatek, ale to taka trzech, która sprawdza się bardziej, jako momenty, niż jako jedna wielka całość. Zresztą żadna wielka to całość, bo na album składają się dwie opowieści. I niby to ciąg dalszy, niby to nowy początek, ale nie kupił mnie do końca ani jako to, ani to. Może jestem zbyt małym fanem postaci, w DC zawsze wolałem Batmana, a tak w ogóle to Lobo i John Constantine byli moimi ulubieńcami z tej stajni, odkąd ich poznałem. A może moje oczekiwania co do kreacji postaci i jej przygód mijają się trochę z tym, co serwować chcą mi autorzy (a to, co w serii na amerykańskim rynku dzieje się w ostatnim czasie, z odwracaniem wszystkich tych rewolucji Bendia na czele, to już w ogóle woła o pomstę do nieba). Tak czy inaczej przeczytałem i tyle. Nie porwało, choć nie nudziło.
No i graficznie mogłoby być to lepsze, bo za Hesterem nigdy nie przepadałem, a Godlewski, jak się okazuje, to też nie moja bajka. Źle się na to nie patrzy, ale wzroku nic na dłużej nie przykuwa. Ot taki komiks środka albo dla zagorzałych fanów, albo dla nowych czytelników, którzy postaci nie znają i nie mają większych oczekiwań odnośnie tego, co ich czeka. Ot tyle. Ja mam za to nadzieję, że Egmont wróci do klasyki i zaserwuje nam np. „Śmierć i powrót Supermana” i parę innych, niezapomnianych opowieści.
Niestety drugi z dostępnych tutaj rozdziałów (Ten, który spadł) również pozostawia trochę do życzenia. Kolejny bowiem raz Phillip Kennedy Johnson poświęca moim zdaniem zbyt mało uwagi na mocniejsze rozwinięcie relacji rodzinnych. Scenarzysta ponownie na pierwszy plan wysuwa widowiskową, ale mającą swoje niedociągnięcia akcję. Jeśli ktoś chce oddać się prostej superbohaterskiej rozrywce bez konieczności zadawania pytań typu “dlaczego i po co” (i niedoszukiwania się w niektórych wydarzeniach jakiegokolwiek sensu) to prawdopodobnie będzie z lektury zadowolony. Cała reszta czytelników będzie musiała jednak poradzić sobie z niedosytem, jaki pozostawia ta historia (i cały album).
Po wydarzeniach z albumu „Nieskończona granica” rozpoczyna się nowy rozdział w uniwersum DC. Tom „Superman – Ten, który spadł” przygotowuje grunt pod nową erę w dziejach Supermana, która odbije się szerokim echem w uniwersum DC Comics.
Twórcami albumu są nominowany do Nagrody Eisnera scenarzysta Phillip Kennedy Johnson („The Last God”) oraz rysownicy Scott Godlewski („The Lost Boys”, „Copperhead”) i Phil Hester („Swamp Thing”, „Green Arrow”).
Kiedy Superman odbiera wiadomość od jednego ze starych sprzymierzeńców z odległego świata, Clark i Jon Kentowie ruszają w kosmos. Przyjdzie im stawić czoło pasożytniczej istocie, która potrafi zawładnąć umysłami swoich ofiar. Ojciec i syn muszą stworzyć zgrany duet, by uwolnić mieszkańców planety i wrócić bezpiecznie do domu. Jednak gdy Jon zaczyna objawiać nowe, wyjątkowe zdolności, Clark zaczyna sobie uświadamiać, że jego moce słabną. Czy to koniec Supermana, czy nadejście nowego?
Czasem zmiany twórców wychodzą seriom na dobre, czasem nie. A w ostatnim czasie DC i Marvel zdają się gonić swój ogon i stawiać na odtwórstwo, a nie nowe pomysły. I taki jest też ten komiks. Niby coś tu jest, niby coś się dzieje, ale nie porywa to jakoś, nie angażuje, nie zachwyca. Jest akcja, jest sporo gadania i szybko okazuje się, że już po. Zmieniło się coś? Nie czuć tego. Otworzyło na nowe? Też jakoś tak się tego nie odbiera. Ot po prostu jeszcze jeden komiks dla fanów postaci, który przeczytać można, ale nie za bardzo jest po co. Także graficznie nic tu nie zachwyca. Kanciaste, cartoonowe rysunki, często bez odpowiedniej perspektywy, bez zachowania proporcji, jakoś nie pasują do opowieści, która z założenia miała być poważniejsza i cięższa. Wszystko tu jest proste, zachowawcze. I tyle.
Superman Ten, który spadł
Cena produktu
Cena detaliczna – rynkowa cena produktu, często jest drukowana przez wydawcę na książce.
Najniższa cena z 30 dni – najniższa cena sprzedaży produktu w księgarni z ostatnich 30 dni, obowiązująca przed zmianą ceny.
Wszystkie ceny, łącznie z ceną sprzedaży, zawierają podatek VAT.