Uczyłem się pisać w szkole w Elblągu, maczając pióro w kałamarzu. Bazgrałem i robiłem kleksy, dlatego dziś bardzo cenię wynalazcę bezkleksowych laptopów. Czytać nauczyłem się wcześniej, podobno sam, co jak wiadomo, jest niemożliwe.
Przeżyłem szok po przeprowadzce do Warszawy, kiedy okazało się, że samochody mogą przejeżdżać ulicą częściej niż raz na pięć minut. Dziś zastanawiam się, czy nie warto by ustanowić takiego limitu.
Nie miałem pojęcia, że powinienem zostać pisarzem, dlatego długie lata robiłem inne rzeczy, ale niemal wszędzie poznałem dzięki temu bardzo interesujących ludzi. To się nie zmieniło do dziś.
Piszę dla dorosłych, ale i ja, i moi Czytelnicy trochę udajemy, że to dla dzieci. Nietrudno nam udawać, bo moje książki są też dla dzieci.
Z radością, ale i z pewnym niedowierzaniem przyjmuję fakt, że napisanie przeze mnie historie ilustrują twórcy tej miary co Elżbieta Wasiuczyńska, Agnieszka Żelewska, Ewa Poklewska-Koziełło, Anna Sędziwy, Joanna Rusinek, a nawet mężczyzna – Paweł Pawlak. Dziękuję!
Dostałem różne piękne nagrody, z których jestem dumny. Niezwykłe, że są wśród nich na przykład Guliwer (w krainie Liliputów), bohater jednej z książek mojego dzieciństwa, a także Pióro (Fredry) i (Srebrny) Kałamarz – które dziś bardzo cieszą, a przecież kiedyś były źródłem moich udręk. To utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko jest po coś.